Witam witam, postanowiłam dodać rozdział 1 swojego opowiadania, mam nadzieje że nie zawiodłam. Wiadomo jak to ze mną, na 100% pojawią się powtórzenia, błędy stylistyczne i ortograficzne itp, itd. xD
Wybaczcie, ale sprawdzę tekst dopiero później.
Jak widać na razie system niedziel się nie sprawdza, dlatego dodam ten rozdział dzisiaj.. Obecnie jest już sobota. W niedziele od rana będę jeździć po Polsce w poszukiwaniu grobów, ponieważ od przyszłego tygodnia (poniedziałek, wtorek środa) mam testy sprawdzające wiedzę z 2 miesięcy nauki dodatkowej, czy mogę kontynuować "swój rozwój" na dalszym poziomie pracy, czy powtarzać materiał jeszcze raz.. (nie chce go powtarzać, bo wtedy stracę 2 miesiące wakacji -3- )
Tak więc podejrzewam że resztę niedzieli spędzę przy książkach ._."
Tak więc miłego czytania i do następnego rozdziału! :DD
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moja wściekłość nie mijała, można wręcz powiedzieć że z każdym krokiem rosła w siłę. Wchodząc na statek mijałam beznamiętnie swoich towarzyszy, którzy uśmiechając się pytali co się stało. Nie odpowiadając na żadną zaczepkę twardo szłam przed siebie próbując ogarnąć ten mętlik, który tworzył się w mojej głowie. Drzwi do szalupy Fabio znajdowały się niecały metr przede mną.. Nie bacząc na nikogo podbiłam się na nodze i celując w środek drewnianych drzwi, wyważyłam je silnym kopem. Wrota uderzyły o ścianę i szybko się od niej odbiły, wparowałam do środka i zastałam Fabio w towarzystwie skąpo odzianej, młodej kobiety.
-A cóż to za maniery urwisie?
Kobieta podskoczyła na mój widok, próbując zakryć się swoją zwiniętą bluzką. Blondynka odeszła pod ścianę, tak jakby chciała przez nią przejść i zniknąć. Fabio natomiast uśmiechał się do mnie ironicznie i wykonując swój tani ruch rękami, na znak niewiedzy spojrzał na mnie spod swoich ciemnych okularów. Cisnęłam w jego stronę ozdobną szkatułkę, na której tak bardzo mu zależało. Skrzyneczka wraz z zawartością odbiła się od biurka kilka razy po czym spadła, wprost na kolana szefa.
-Musimy pogadać..
Wydusiłam z siebie tylko te dwa słowa, zaciskając przy tym zęby. Miałam ochotę rozwalić mu pysk o najbliższą ścianę..
-Oczywiście, zdążyłem już zauważyć..
Facetowi nie znikał z ust ten jego charakterystyczny dla niego ironiczny uśmiech. Fabio patrzył na mnie wyczekująco, tak jakby chciał żebym zaczęła mówić co mi leży na duszy.. Chyba sobie żartuje, nie będę rozmawiać o arcanach w obecności tej blond prostytutki.. Moje spojrzenie powędrowało na kobietę, która zdążyła już przywdziać swoje skąpe ubranie i ze wzrokiem wbitym w podłogę wyczekiwała na rozwój wydarzeń. Z powrotem spojrzałam na Fabio dając mu jasny sygnał, że nie powiem nic dopóki jego panienka nie wyjdzie z szalupy. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej, po czym wstał i skierował się w stronę swojej towarzyszki.
-Chodź Vivien, poznaj to moja najlepsza uczennica i zarazem najmłodsza na statku, Noemie. Noemie to Vivien moja stara znajoma.
Nie mogłam uwierzyć w to co się działo, byłam rozjuszona do granic wytrzymałości, ale kobieta która stałą kilka metrów ode mnie nic mi nie zrobiła, więc postanowiłam się opanować. Vivien drżała, widać to było po jej dłoniach, które spoczywały na dłoni Fabio. Kobieta skłoniła się delikatnie, nie podnosząc na mnie wzroku. Uczyniłam to samo, z tą różnicą że pochyliłam tylko głowę i to prawie niezauważalnie.
-Otóż moja droga musisz wiedzieć, że wysłałem, jak już mówiłem, swoją najlepszą uczennicę po prezent dla ciebie.
Kobieta rozpromieniała i wbijając swoje zachwycone i rozbłyśnięte oczy w Fabio, oczekiwała na podarek. W momencie kiedy mężczyzna podniósł z biurka szkatułkę i wyjmując z niej komplet biżuterii, zawiniętej staranie tak by się nie poobijała, skierował się w stronę Vivien. Zacisnęłam mocno pięści, tak by nie rozwalić tej głupiej szmacie łba... Patrząc jak ten imbecyl zakłada swojej "znajomej" piękną kolię, pierścionek i dwie przepięknie mieniące się bransolety, myślałam że nie wyrobie.
-Dziękuje Fabio, są przepiękne.
-Nie tak piękne jak ty słodziutka, a teraz idź już muszę porozmawiać z Naomie, spotkamy się wieczorem.
Blondynka wpatrywała się w niego jak w obrazek i nie mogąc się od niego odkleić, uśmiechała się gładząc jego policzek swoją smukłą dłonią.
-Nie słyszałaś blondi? WYSUWAJ!
Krzyknęłam w jej stronę, po czym od razu trzymając się za nadgarstki, wybiegła z szalupy jakby się paliło.
Fabio odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie i w teatralnym geście pokręcił głową.
-Nie jesteś zbytnio grzeczna.
Moje dawno zaciśnięte już pięści mogły teraz robić swoje. Ruszyłam w jego stronę, chcąc skopać mu dupę tak by od tej pory srał ustami.. Celując w swojego szefa wykrzykiwałam wszystko co mi na sercu leżało.
-Prawie zginęłam zdobywając dla ciebie ta pieprzoną szkatułkę, a ty oddajesz jej zawartość jakiejś marnej dziwce!
Moja pięść wycelowana w Fabio trafiła w kredens stojący tuż za nim. Szyby które pełniły rolę drzwi od mebla rozkruszyły się i rozbryznęły po całym pomieszczeniu. Z moich dłoni trysnęła krew, ale nie zwracając na to uwagi próbowałam dalej trafić swojego pracodawcę.
-Czemu nie powiedziałeś mi że na tej pieprzonej wyspie są posiadacze arcan co?! CZEMU NIE POWIEDZIAŁEŚ MI ŻE SĄ TU TACY LUDZIE!!
Kolejne ciosy i kopniaki poleciały w jego stronę, cała szalupa była w rozsypce, ponieważ za każdym razem temu skurczybykowi udawało się uciec przed moimi ciosami. W momencie kiedy próbowałam uderzyć go w twarz, facet złapał mnie za rękę i unoszą na ziemie, cisnął mną o ścianę nie uwalniając mnie z uścisku. Jego druga ręka natychmiast powędrowała w stronę mojej szyi, a rozpostarte zacisnął na policzku i kawałku moich ust, odchylając moją głowę ku górze.
-Coś taka nerwowa urwisie? Czyżby nieudany dzień?
-Ty..
Fabio zaśmiał się na dźwięk mojego zdławionego głosu i zbliżył swoje usta niebezpiecznie blisko moich. Rwący ból w mojej ręce, na której zwisałam kilka metrów nad podłogą, sprawiał że nie mogłam się poruszyć.. W dodatku jego obie dłonie mocno zaciśnięte na moim ciele sprawiały nie mniejszy ból i dyskomfort, niż rwąca ręka.
-Czy już kiedyś nie tłumaczyłem ci, że nie wolno podnosić na mnie ręki.. TY NIEWDZIĘCZNY KUNDLU!
W momencie wykrzyknięcia przez Fabio ostatnich słów, facet cisnął mnie o podłogę jak szmacianą lalkę. Odbijając się od podłogi i uderzając o nią głową poczułam ostry ból. Fabio stał już nade mną z powrotem uśmiechając się tym samym wrednym uśmieszkiem..
-Oj urwisie urwisie, cóż ja mam z tobą począć? Mimo wszystko daruje ci dziś atak na moją osobę, ponieważ dostarczyłaś mi to o co prosiłem.
Mężczyzna przejechał po moim policzku wierzchem swojej silnej dłoni, następnie odgarniając mi włosy z twarzy spojrzał mi w oczy.
-Jestem z ciebie dumny.
Po tych słowach uśmiechnął się szyderczo i poderwał się do góry, wstając na równe nogi. Leżałam na ziemi opierając się na łokciach i nie zdejmując wzroku z Fabio śledziłam każdy jego ruch, mimikę twarzy czy gest dłońmi.. Kto jak kto, ale ten facet jest nieobliczalny i może zaatakować z zaskoczenia..
-Wspominałaś coś o posiadaczach arkan prawda?
Nie odpowiadając na jego pytanie, kucnęłam na nogach po czym szybko poderwałam się w górę stając na nogach. Ręka bolała mnie niemiłosiernie, wygląda na to że ten palant coś mi zerwał..
-Więc miał racje..
-Kto miał rację?
-Odzyskałaś mowę? Myślałam że spadając odgryzłaś sobie język.
Mężczyzna zachichotał po czym spojrzał na mnie tym samym zimnym i kpiącym spojrzeniem. Trzymałam się za ramię, z całych sił próbując nie okazywać żadnych oznak bólu.
-Przyjaciel.
Rzucił obojętnie w moją stronę, po czym skierował się do wyjścia..
-Zaczekaj! Coś mi obiecałeś prawda?!
-A tak nagroda.. W dolnej szufladzie biurka leży woreczek z pieniędzmi, weź go sobie.. A i jeszcze jedno, jutro daje ci wolne więc możesz wyjść na miasto.
-Zaraz zaraz! Nie taka była umowa!
-Umowa? Jaka u m o w a ?
Fabio spojrzał na mnie z teatralną niewiedzą wypisaną na twarzy.
-Nie udawaj że nie wiesz! Obiecałeś mi że dostanę to czego tak bardzo chcę. A dobrze wiesz że chce wolności!
-Ja tak powiedziałem? Nie przypominam sobie..
-Wczoraj jak przybijaliśmy do portu. Nie kłam!
Łzy napłynęły mi do oczu, nie wiedziałam co mam zrobić, ten palant znowu mnie okłamał..
-Ależ urwisie..
Fabio z zatroskaną miną podszedł do mnie, ujął moją rozbitą emocjami twarz w swoje dłonie i spojrzał na mnie przez przyciemniane szkła.
-Nigdy nie powiedziałem że dam ci wolność. Powiedziałem że dostaniesz obfitą nagrodę.. i dostaniesz. Na dnie szuflady leży woreczek, jest w nim sporo pieniędzy, do tego dostałaś dzień wolny, tylko dla siebie. To bardzo wysoka nagroda, jak na tak małe zadanie. Po za tym, nie zapominaj że jesteś moja, wykupiłem cię z łap tych łapserdaków, brudną i tępą.. A teraz jesteś czysta i umiejętna, jesteś mi winna życie i masz być mi wierna jak pies. Więc nie oczekuj za długo swojej "wolności", urwisie.
Fabio z kamienną twarzą odwrócił się na pięcie i wyszedł, zamykając za sobą skrzypiące, naderwane drzwi. Z bezradności osunęłam się na kolana, a łzy strumieniem popłynęły mi z oczu. Byłam tak blisko.. już myślałam że to wszystko się tu skończy i będę mogła zacząć od początku..
Przesiedziałam w szalupie kilkadziesiąt minut, kiedy się uspokoiłam i doprowadziłam swoją spuchniętą od płaczu twarz do jakiegoś stanu wyszłam i bezpośrednio skierowałam się w stronę łazienki. Po długiej zimnej kąpieli, skierowałam się do wspólnej szalupy i wdrapując się na swój hamak przeleżałam w nim cały dzień. Byłam rozbita, słowa Fabio były poważne, nawet nie uśmiechnął się ironicznie kiedy odchodził, więc na pewno nie żartował.. Jakby tego było mało bolały mnie dłonie, ramię i plecy, a na tyle głowy wyrósł mi guz wielkości ziemniaka.. Kiedy zamykałam oczy widziałam tych dziwnych strażników, posiadaczy arkan i zielonooką dziewczynę.. Po jaką cholerę ten skurwiel tu przypłynął skoro wiedział, że są tu tacy ludzie? I kim jest ten ktoś kto "miał" racje? Westchnęłam głęboko i pokręciłam głową, to za dużo, po za tym szybko o tym zapomnę. Jutro wieczorem już nas tu nie będzie i znowu wszystko będzie jak dawniej, tak samo.. Wszystko będzie dokładnie tak samo...
-Noemie?
-Huh?
-Śpisz?
-Nie.
-Czemu nie było cię na kolacji? Felix znowu zjadł za ciebie, o mało nie wybuchła wojna między nim a Ester..
-Nie chce mi się jeść..
-Chodzi o tą bójkę z Fabio? Słyszałam że ostro się dziś pożarliście..
-Nie, to nic.
-Ah.. Nie możesz zamykać się w sobie jak tylko coś ci nie wyjdzie. Pamiętasz sama mówiłaś, "Jeżeli coś stoi ci na drodze, nie omijaj tego pokonaj to zanim cię dogoni".
-A co to ma wspólnego z tym że nie jestem głodna?
-Noemie, Noemie, każdy widzi że coś się stało, ale skoro nie chcesz mówić to nie mów. Słyszałam że masz jutro wolne. Szczęściara.. Kup mi coś ładnego na mieście!
Krzyknęła radośnie Fran, która bawiła się w moją dobrą ciocię. Ta to dopiero ma przerąbane, spędziła na tych zasranych dechach całe swoje życie.. Pokręciłam głową i westchnęłam, przytulając twarz do poduszki. Jasne.. Jutro mogę pochodzić po mieście bez smyczy, ale ze mnie szczęściara...
Rano obudziłam się delikatnie obolała i strasznie głodna, nie dziwne skoro nie zjadłam wczoraj nic oprócz śniadania.. Zeskoczyłam z hamaku na podłogę i rozciągając się, ziewnęłam głośno. W szalupie nie było już nikogo, to znaczy że jest po dziewiątej i wszyscy są na robocie. Ciekawe co muszą podwędzić, albo kogo urobić, żeby ten pajac mógł się szarogęsić z dziwkami wyspy Regalo...
Skocznym krokiem wskoczyłam na pokład i odruchowo położyłam sobie rękę na czoło, tak by zasłonić oczy przed promieniami słońca. Poranna bryza biła świeżością, a z miasteczka wiatr przynosił różnorakie zapachy, świeżego chleba, palonego węgla, czy prażonych kasztanów. Sprawdziłam czy wszystko ze sobą wzięłam, woreczek z kasą był, broń skrupulatnie i dokładnie schowana była, no i oczywiście świeże ubranie także było. Dziś miałam dzień wolny, dlatego pozwoliłam moim włosom swobodnie opadać na moje ramiona i plecy, nie ściskając ich wstążką. Złapałam się za ramię i ruszyłam do miasta, nie spojrzałam nawet czy Fabio zdążył wrócić wczoraj ze spotkania ze swoją "damą".. Starałam wyglądać się naturalnie, tak jak zwykle podczas takich przechadzek. Tak jak się spodziewałam żaden z mieszkańców i handlarzy nie rozpoznał we mnie wczorajszego złodzieja, wręcz przeciwnie uśmiechali się do mnie i częstowali mnie przeróżnymi ciasteczkami i owocami. Jak zwykle zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia, no ale taką mam pracę, przecież sama nie wygram z Fabio, wczoraj dostałam doskonały dowód na to że jestem bezsilna. Chcąc zapomnieć o wczorajszym dniu i zagłuszyć jakoś swój brzuch, który domagał się jedzenia weszłam do mile prezentującej się restauracji "L'OSTERIA". Kelnerka przywitała mnie ciepło po czym odprowadziła do wolnego stolika przy oknie i podając mi menu, odeszła ie tracąc uśmiechu z twarzy. Przeglądając menu znalazłam dużo różnych przysmaków, których na co dzień nie było w moim jadłospisie, a bardzo je lubiłam. Zamówiłam dużą porcje klusków nadziewanych farszem z różnych serów i śmietaną, a do tego sok pomarańczowy i ciastko waniliowe. Kiedy kelnerka przyniosła mi moje dania, od razu jej zapłaciłam dając przy tym napiwek. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i musnąwszy moje ramie podziękowała. Jedząc spokojnie pierwszy posiłek, który nie był raczej śniadaniowym, usłyszałam jak za moimi plecami siadają jacyś goście, gorączkowo nad czymś debatujący.
-Bambina mówiła, że jest pewna iż była to kobieta..
-Tak słyszałem, Liberta i Nova, też wspominali że głos należał raczej do kobiety.
-Kto by pomyślał że jakaś baba ma w sobie tyle siły, zmłóciła nas jakaś kobitka, wyobrażasz to sobie?
-Taa.. Trochę to dziwne nie uważasz? Po co była jej ta maska i płaszcz?
-Pewnie po to żeby nikt nie poznał jej tożsamości?
Przełknęłam kluski z dużym oporem.. Nie mogłam w to uwierzyć, ale za moimi plecami siedzieli goście z wczoraj, na dodatek gadali o mnie.. Ostatnia ironiczna wypowiedź chłopaka i zamówienie jego towarzysza, jasno dały mi do zrozumienia, że są to koleś z opaską na oku i tym w okularach. Nie wiem dlaczego, ale pierwszy raz złapał mnie taki strach, że mój przeciwnik mnie pozna, w sumie.. To teraz nie byli moi przeciwnicy, tylko zwykli nieznajomi. Mimo to bałam się zostać dłużej, szybko dokończyłam danie zostawiając na stole nieruszone ciastko, po czym poderwałam się z miejsca chciałam pobiec w kierunku drzwi.
-Poczekaj zaraz przyniosę.
Usłyszałam słowa jednego z kolesi i zanim się obejrzałam runęłam na ziemie. Złapałam za bolące ramie, którym trzasnęłam o deski restauracyjnej podłogi, po czym moja twarz skrzywiła się w grymasie bólu.
-Och.. Bardzo przepraszam nie chciałem, nic ci nie jest?
-Ach Pace ty to zawsze coś.. -
Spojrzałam na mężczyzn, którzy przyglądali mi się z niedowierzaniem.. Ich tępe spojrzenia przeszywały mnie na wskroś, oboje lustrowali mnie od góry do dołu tak jakby zobaczyli ducha. Doskonale wiedziałam o co chodzi, dlatego moje serce waliło jak oszalałe..
-Bambina?
Chłopak z przepaską zadał pytanie niepewnym głosem, nie wiedziałam co mam zrobić. Zerwałam się na równe nogi, ignorując ból ręki i trącając strażników wybiegłam z restauracji jak poparzona. Biegłam przed siebie kierując się prosto na statek, nie chciałam żeby reszta posiadaczy arcan mnie zobaczyła.ukryłam się w jednym z zaułków całkiem niedaleko portu, żeby złapać oddech. Biegłam tak szybko, że znowu dostałam kolki.. Kiedy oddech wracał już do normy, westchnęłam głęboko i spojrzałam na przeciwległą ścianę. To co zobaczyłam nie tyle mnie zszokowało, co zatkało. Wisiała na niej moja podobizna, a raczej podobizna złodzieja w masce i płaszczu, a na dole kartki notka z informacjami szczegółowymi i nagrodą, oraz szkic skradzionej szkatułki. Pokręciłam głową delikatnie się do siebie uśmiechając, przecież nikt nie wie że to ja.. Wychyliłam głowę zza budynku i rozejrzałam się wokoło. Nie zauważyłam żadnego strażnika wyspy dlatego szybkim krokiem wyszłam z zaułka, tak żeby nikt nie zauważył. Po drodze na statek kupiłam kapelusz, duży rozłożysty kapelusz, na wszelki wypadek żeby zakrywał moją twarz. Będąc w porcie, nie zważając na nic wbiegłam na pokład i dopiero odetchnęłam z ulgą..
-Co jest?
Wzdrygnęłam się i gwałtownie odwróciłam w stronę głosu.
-Jezu Fran nie strasz..
-Przestraszyłaś się? Dlaczego? Przecież ty nigdy się nie wzdrygasz..
-Miałam długi dzień..
-Jest dopiero wpół do dwunastej..
-Trzymaj to dla ciebie
Wcisnęłam kapelusz w ręce Fran, której oczka zamigotały jak dwie morskie latarnie.
-Naprawdę jest dla mnie?!
-Taa, taa..
-Dziękuje!
Kobieta założyła kapelusz na głowę i zaczęła przybierać rozmaite pozy, teatralnie się kłaniając i udając dystyngowaną damę. Nie mogłam uwierzyć że jest ode mnie starsza..
Do końca dnia przesiedziałam na statku wysłuchując załogi jaka to ja jestem głupia, że mając taką szanse nie wykorzystuje jej.. Gdyby tylko wiedzieli co się wydarzyło, na pewno by tak nie gadali. Pod wieczór kiedy mieliśmy już wyruszyć w naszej szalupie zjawił się Fabio, który nakazał zrobić zbiórkę za dokładnie dziesięć minut. Skoro szef fatygował się do nas na dół to znaczy, że ma jakiś większy przekręt i potrzebuje ochotników. Patrzyłam na Fabio, którego wzrok natychmiast spotkał się z moim.
-A ty urwisie pójdziesz ze mną.
Bez słowa sprzeciwu ruszyłam za szefem, który był poważny i najwyraźniej mocno na czymś skupiony. Widać było że rozmyślał o czymś ważnym, jak nigdy go takim nie widziałam tak teraz bałam się z nim rozmawiać. Kiedy weszliśmy do jego szalupy, którą wcześniej ktoś doprowadził do ładu po naszym wcześniejszym spotkaniu. Fabio odwrócił się w moją stronę, ubierając ten sam uśmieszek co zawsze, tylko tym razem wydawał się on kryć pod sobą nie lada wyzwanie.
-Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia, urwisie..
piątek, 26 października 2012
sobota, 6 października 2012
Prolog
" Chciałam wiedzieć wszystko, chociaż w niewiedzy zawsze była jakaś nadzieja."~Tracy Chevalier
Czy myślałeś kiedyś jakby wyglądało twoje życie, gdyby niektóre sprawy potoczyły się inaczej? Czułbyś się źle z myślą że twoim życiem decydował przypadek, nieszczęśliwy fart, czy zwykła dziecinna wyliczanka? Co byś zrobił gdybyś dowiedział się że zostałeś skazany na samotność tylko dlatego, że niespodziewanie komuś nie spodobała się wizja twojego życia obok niego? Pośród znajomych, rodziny, czy ludzi całkiem tej osobie obcych.. Pewnie tak.. ale co by było gdybyś nie wiedział że masz rodzinę? Gdybyś myślał że jesteś sam, bo twoja rodzina zginęła i tylko ty przeżyłeś, że twój los potoczył się w ten sposób przez nieszczęśliwy wypadek? Pewnie dążył byś do tego by twojego dziecka to nie spotkała. Twoje życie toczyłoby się obranym przez ciebie torem w niewiedzy. Wyobraź sobie jak zmieniłoby się życie gdyby na twojej drodze pojawiła się osoba identyczna jak ty. Nie, w tym przypadku nie chodzi tu o charakter, lecz o wygląd zewnętrzny. Co by się stało gdyby na twoich torach życia pociąg zderzyłby się z identycznym pociągiem,z tą różnicą że był on wyższej klasy niż twój. Twoja przeszłość okazałaby się kłamstwem, a twoje życie jak się okazało, zostało już przy narodzinach przekreślone przez obcą dla ciebie osobę. Co byś wtedy zrobił.. Zmierzyłbyś się z katastrofą jaka spadła na twoje tory, czy uciekłbyś z miejsca wypadku zostawiając swój pociąg w ruinie?
-Łapać złodzieja!
Skakałam przez stoiska co i raz omijając i wymykając się przechodnią, który próbowali mnie złapać. Szkatułka którą trzymałam pod pachą, co i raz próbowała uciec spod mojego uścisku. Panowałam nad swoim ciałem niemal doskonale, ale zdarzało mi się czasem potknąć, albo wpaść na kogoś tracąc całą harmonie swojego występu. Panowałam nad swoim oddechem, ale ucieczka wiązała się z brakiem możliwość na sekundowy odpoczynek, dlatego musiałam zignorować kolkę która z każdym krokiem przeszkadzała coraz bardziej. Wybijając się ze skrzynki w której leżały jabłka, złapałam się krawędzi budki jedną ręką, po czym zarzucając szkatułkę na daszek podciągnęłam się już na obu dłoniach. Nie tracąc czasu jaki zyskałam skręcając w wąskie przejście między budkami z towarem, złapałam skrzynkę w obie ręce i przeskakując z budki na budkę, w końcu wylądowałam na głównej ulicy miasteczka. Już myślałam że nikt mnie nie złapie i spokojnie opierając się o ścianę jednego z budynków, regulowałam oddech tak by jak najszybciej wrócił do normy. Miałam jeszcze pół miasta do przebiegnięcia. Już prawie dochodziłam do siebie w jednym z zaułków, aż tu nagle jakiś koleś przyłożył mi miecz do głowy. Z początku zesztywniałam, czy to możliwe że moje zmysły aż tak się rozstroiły? Powinnam poćwiczyć nad podzielnością uwagi..
-Oddaj szkatułkę.
-Dokładnie złodziejaszku, oddaj szkatułkę po dobroci.
-Spadaj stąd Liberta, już to przecież powiedziałem!
-Powiedziałeś, ale strasznie beznamiętnie.. Mógłbyś się trochę postarać, no wiesz żeby bardziej nas szanowali.
-Liberta..-
Spoglądałam raz na blondyna, drugi raz na kolesia z mieczem. To dziwne że kłócą się o to co lepiej zabrzmi przy "aresztowaniu", bo jak podejrzewam na tej wyspie to oni pełnią rolę strażników. Czy oni naprawdę myślą że można mnie tak beznamiętnie ignorować. Zaśmiałam się cicho, było to raczej krótkie zachichotanie niż śmiech, ale zadziałało tak jak się spodziewałam. Obydwaj chłopcy spojrzeli na mnie tym samym podejrzliwym, a zarazem delikatnie rozkojarzonym wzrokiem. Jednym ruchem ręki wyrwałam roztrzepanemu chłopakowi miecz z ręki i uderzając go łokciem drugiej ręki w splot słoneczny, skoczyłam w stronę drugiego. Blondyn sięgając swojej broni zachwiał się lekko, a ja celując w niego szpadą przecięłam mu nią pasek, na którym znajdowała się pochwa z mieczem. W momencie kiedy chłopak chcąc złapać szable schylił się, ja jednym celnym uderzeniem rękojeści pozbawiłam go przytomności. Uśmiechnęłam się do siebie i rzucając miecz w stronę jego właściciela, rzuciłam mu szybkie.
-No to na razie.
Dzięki kłótni tych dwóch przygłupów, mój oddech się uspokoić a kolka zniknęła. Uśmiechałam się do siebie raz jeszcze, ale nie trwało to zbyt długo. Biegnąc przez jedną z uliczek, mijając co i raz jakiegoś przestraszonego przechodnia, o mało co nie wpadłam pod rozpędzony samochód. Chcąc go ominąć ktoś z wozu rzucił w moją stronę znudzonym, pogardliwym tonem, obelgę która nie powiem wyprowadziła mnie z równowagi.
-Myślałeś że nam uciekniesz? Łapie dziennie dziesięciu takich jak ty, nic nie warty złodzieju. Jakim trzeba być śmieciem żeby okradać staruszki z ich dorobku co?
Wiedziałam że z tą trójką nie pójdzie mi tak łatwo jak z tamtą dwójką, ale nie miałam zamiaru się poddawać. Zacisnęłam rękę na szkatułce i szybkim ruchem wyciągnęłam z paska dwa nożyki, które zacisnęłam sobie miedzy palcami. Mój wzrok poleciał po każdym z mężczyzn, jeden miał na oku przepaskę, drugi był łysy, a trzeci okularnik z twarzą w lazanii. Kątem oka zauważyłam znak arcany na prawy boku głowy łysola, czyli kiepsko trafiłam. Musze się jak najszybciej stąd wydostać, ten frajer nie mówił że na wyspie są posiadacze arkan.. Skoro łysy gość posiada tą moc, to reszta trójki też.. Idąc za ciosem obstawiam że tych dwóch debili też są posiadaczami arcany.. Jasna cholera, chyba mam kłopoty.
-Debito nie jesteś za ostry? Przecież widać że to jeszcze dzieciak.
-Za to ty Pace jesteś za łagodny.
-Możecie przestać się spierać? Trzeba go złapać i dowiedzieć się kim jest.
Przełknęłam ślinę, byłam lekko poddenerwowana, ale jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam z faktu, że ktoś nie może mnie rozpoznać. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam, nie było chwili do stracenia. Zgrabnie przemknęłam pomiędzy dwoma mężczyznami, którzy jeszcze chwilę temu spierali się o swoje podejście i ruszyłam na łysola. Facet był dość postawny, dlatego nie mogłam lekceważyć jego siły, zdawał się też bardzo zręczny bo udawało mu się uniknąć każdego z wymierzonych przeze mnie ciosów. Dwójka jego towarzyszy od razu się przyłączyła i czułam się jak mysz pośród wygłodniałych kotów. Unikanie każdego z osobna sprawiało mi za dużo problemów dlatego muszę ich jak najszybciej rozdzielić. Wycelowałam nożykiem w twarz mężczyzny imieniem Dante, ale ostatecznie zmieniłam kierunek swojego ciosu i z całą siłą kopnęłam jego wybrudzonego lazanią towarzysza prosto w krocze. Okularnik runął z impetem na ziemie, a ja celując kantem szkatułki w głowę łysola, trafiłam. Postawny facet ze znakiem aracny na głowie padł obok swojego kolegi. Chłopak z opaską na oczu przyglądał mi się z wściekłością wypisaną na twarzy.
-Taki cienias, a masz w sobie tyle siły. Jesteśmy sami możesz już pokazać twarz i tak tu kończy się twoja ucieczka.
Uśmiechnęłam się w duchu. Widząc kątem oka że okularnik zbiera się w garść, podskoczyłam w jego stronę i piętą kopnęłam go w twarz z półobrotu, tak by więcej razy nie wstał. Bezpośrednio po ataku na nieprzytomnego już wymazanego jedzeniem mężczyzny, rzuciłam się w stronę ostatniego z trójki. Chłopak uniknął mojego ciosu tym samym wymierzając mi swój w przedramię zajętej ręki. Kanty szkatułki wbiły się w moje ciało sprawiając ból i dyskomfort, tym samym osłabiając uścisk. Wiedziałam że jedną ręka nic nie zdziałam, dlatego rzuciłam szkatułkę za siebie, tak by nie odleciała za daleko. Spojrzałam na przeciwnika po czym zaczęliśmy nasz dziki taniec.. Co i raz któreś z nas na zmianę unikało, a następnie zadawało cios próbując znokautować przeciwnika. Ten dziki pląs trwał do momentu kiedy ten chamski typ złapał moje ręce swoją potężną dłonią, blokując mi możliwość zadania ciosu, a drugą przytrzymywał moje gardło. Zaciskając swoją rękę coraz mocniej na moim gardle, sprawiał że moja maska zaczęła się delikatnie unosić pokazując kawałek mojej twarzy. Zza roku wybiegła trójka kolejnych mężczyzn, dwóch z nich już znałam, do tego dwójka świeżo skopanych zaczęła się rozbudzać. Spojrzałam na szkatułkę do której niebezpiecznie zbliżało się wsparcie,a w mojej głowie rozbrzmiały słowa Fabio
"-Masz zdobyć dla mnie tą szkatułkę za wszelką cenę. Dostaniesz za to obfitą nagrodę, chyba mogę na ciebie liczyć, mój mały urwisie.."
Nie mogłam tego spieprzyć nie teraz kiedy miałam się od niego uwolnić.. Z całych swoich sił zgniotłam swoją ciężką podeszwą stopę napastnika, po czym podbijając się na palcach, podskoczyłam i uderzyłam go w szczękę swoim barkiem. Mój niegrzeczny przeciwnik rozluźnił uściski, dzięki czemu wyrwałam się z jego objęć i idąc za ciosem złapałam szkatułkę spod rąk blondyna i rzuciłam się do ucieczki. Wiedziałam że nie wygram było ich zbyt wielu, do tego są oni posiadaczami arcany w tym przypadku wygrana jest niemożliwa. Chciałam jak najszybciej ich zgubić, więc nie przejmowałam się oddechem, ludźmi, samochodami niczym, starałam się wbiegać w uliczki, żeby nie natykać się na przechodniów, którzy naprowadzili by strażników na mój ślad. Kiedy wbiegałam już na ostatnią prostą, na mojej drodze stanął chłopak, jakieś dziesięć centymetrów ode mnie wyższy w kapeluszu. Nic specjalnego nie robił tylko stał, tak jakby nie chciał mnie złapać. Wiedziałam jednak że to jakiś podstęp, rozpoznałam typa po ubraniu.. Nie zatrzymując się skręciłam w jedną z uliczek, tak by go minąć. Zdejmując wzrok z chłopaka odwróciłam głowę w stronę zaułka, zanim zdążyłam cokolwiek zobaczyć poczułam ostry ból w okolicy twarzy i odleciałam wbijając się w ścianę przeciwległego budynku. Szkatułka wyleciała mi z ręki i poleciała prosto pod nogi chłopaka. W ostatniej chwili złapałam maskę, która o mało co nie spadła z mojej twarzy.
-Brawo panienko Felicita, cóż za precyzja.
-Dziękuje Luca.
Podniosłam wzrok na dziewczynę, której jako pierwszej na tej wyspie udało się mnie powalić. Moje serce stanęło. Długowłosa dziewczyna o zielonych oczach, jasnej wręcz alabastrowej karnacji i wzroście bardzo zbliżonym do mojego, patrzyła na mnie ze swoim twardym wyrazem twarzy. Czułam jak moje płuca przestają pracować, bo w tym momencie zapomniałam jak się oddycha. Płaszcz który jeszcze chwilę temu dokładnie zakrywał moje ciało, teraz rozlazł się jak prześcieradło. Nie odrywając wzroku od dziewczyny Stanęłam na nogi i cały czas podtrzymując maskę jedna ręką, bezmyślnie rzuciłam się w jej stronę. Dziewczyna wyglądała na zdziwioną kiedy zobaczyła budowę mojego ciała, płaszcz który jeszcze chwilę temu na mnie wisiał, teraz leżał jak szmata w miejscu mojego upadku. Wyjmując z paska, który ściśnięty był na moim udzie, dwa sztylety i wymachujący nimi przed twarzą mojej przeciwniczki, czekał tylko aż się zachwieje. Chłopak który trzymał szkatułkę próbował mnie nieudolnie zaatakować, widać było że szkatułka sprawiała mu wielki problem. Tak jak myślałam dziewczyna potknęła się o jeden z wystających z drogi kamieni, wtedy ja z całą swoją siłą kopnęłam ją w brzuch, tak że dziewczyna odleciała na kilka metrów uderzając głową o ziemie. Nie zwalniając tępa, wykonałam pełen obrót na nodze i czubkiem buta kopnęłam go w przyrodzenie. Chłopak skulił się tuląc w rękach szkatułkę, a ja gromadząc siłę w swojej lewej ręce zacisnęłam ją mocno w pięść i wycelowałam wprost w policzek chłopaka. Byłam wściekła i można powiedzieć że straciłam nad sobą kontrolę, więc nie bacząc na obecny stan chłopaka, który był już mocno stuknięty i ledwo trzymał się na nogach, uniosłam nogę i piętą kopnęłam go pełną siłą w kark. Kapelusznik walnął brodą o ziemie, trącając go nogą uwolniłam szkatułkę spod jego ciała. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę dziewczyny, która leżała bezwładnie na kocich łbach i cisnęłam maską o ścianę w którą mnie wbiła. Chwyciłam szkatułkę i idąc biegnąć przed siebie dotarłam do portu. Nie wzbudzając niczyich podejrzeń weszłam na swój statek. Skierowałam się prosto do szalupy Fabio, z którym musiałam poważnie porozmawiać...
***********************************************
I tak o to napisałam prolog do mojego opowiadania o Arcana Famiglia. Mam nadzieje że ni jest źle, starałam się jak mogłam pokazać swoją wizję tej sceny. Zdaje sobie sprawę z tego że to anime jest dość nową produkcją wydaną chyba w czerwcu o ile się nie mylę i nie ma zapewne wielu fanów, ale ja ludzie tego typu historię i postanowiłam ją pociągnąć :) Zdaję też sobie sprawę z tego że nie będzie miało ono wielu czytelników, jednak mam nadzieje że chociaż jeden się znajdzie, dla którego będę mogła pisać. Będę wdzięczna za każdy komentarz, czy to hejterski, czy też nie. Do tego postanowiłam że rozdziały będą pojawiać się regularnie co 3/2 tygodnie w niedziele. Ponieważ mam też inne blogi, które można znaleźć na moim profilu, tam też wprowadzam taki system niedziel :) Tak więc do przeczytania w rozdziale pierwszym, który kto wie może ze względu na świeżość mojej twórczości pojawi się szybciej niż za dwa tygodnie :)
~za wszelkie błędy w pisowni, literówki, interpunkcje przepraszam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)